„ZBudzdzone” w Bago (Mjanma cz. 9 ost.)
Bago jest położone jakieś 90 kilometrów od Rangunu i jedynym powodem dla którego można tu przyjechać jest „niedosyt buddyjski”. Jeśli podczas pobytu w Birmie widzieliście za mało posągów, stup, pagód i jesteście fanatykami buddyjskiej architektury, wtedy przyjeżdżajcie. I nie jest to ignorancja. Zdecydowanie więcej dowiecie się o Mjanmie jadąc na wieś i siedząc z babciami na ganku, albo chodząc po parkach narodowych. Oczywiście pełno tu zabytkowych posągów i pagód, ale czy je zapamiętacie? Wątpię. W Bago jest też pałac. Podczas naszego pobytu był właśnie restaurowany i niewiele widziałyśmy .
Bago da się objechać w jeden dzień i jedynym powodem, by zostać dłużej może być kurs medytacji, gotowania czy masażu. Na wycieczkę bierzemy japonki, albo jedziemy boso. Wokół pagód i tak chodzi się bez butów. W mieście każdy taksówkarz ma przygotowaną trasę. My zrobiłyśmy jeden błąd. Wynegocjowałyśmy cenę i trasę, ale nie zobaczyłyśmy w porę wehikułu. Jazda naszym była męcząca. Człowiek się nie schyli, to nic nie zobaczy prócz asfaltu. Chyba, że zdziwiony kierowca podwinie plandekę.
Pałac Kanbawzathadi
Budowany i spalony w XVI wieku. Odnowiony w latach 90 zeszłego wieku, co widać i czuć. Obecny stan daje nam jakieś pojęcie o splendorze poprzednika.
Lista świątyń jest spora. Nasza nie zawierała Świątyni z pytonem. Żal nam było gada.
Leżący Shwethalyaung Budda. Chłopak ma 55 metrów długości i 16 metrów wysokości. Podobno pochodzi z X wieku. Wtedy nasi przodkowie chrumkali do siebie biegając po lesie i tańczyli w skórach wokół ognisk. Doceniamy zatem historię. W XVIII wieku posąg zaginął podczas walk w Birmie, by zostać sto lat później znaleziony podczas okupacji brytyjskiej pod warstwą roślinności i ziemi. Ogladamy go w hangarze. Jest tam też ściana z tabliczkami informującymi nas o darczyńcach tej świątyni.
Pagoda Shwemawdaw . Jej imponujące rozmiary (114 metrów wysokości!) sprawiają, że jest najwyższą pagodą w kraju. Zbudowana w X wieku i wielokrotnie przebudowywana po częstych trzęsieniach ziemi. Tradycyjnie zawiera zęby i włosy Buddy wewnątrz. Nie zobaczycie ich.
Gdybyście mieli za mało leżących posągów, to jest kolejny! Mya Tha Lyaung Budda. Duży i podobno wywołuje burze z piorunami gdy chcą go odnowić.
Kyaikpun Budda jest kolejnym ciekawym 27-metrowym posągiem zbudowanym w VII wieku. Przedstawia cztery wcielenia Buddy, spoglądające we wszystkie kierunki świata.
Pagoda Shwegugale
To ciekawa świątynia z XV wieku. W kolistym tunelu znajdziemy 64 posągi Buddy.
Pagoda Mahazedi z XVI wieku. Podobno zawiera ząb wysadzany diamentami. Można tu spotkać chętnych do rozmów o życiu mnichów.
Bago, prócz zabytków, jest zwyczajnym miastem pozbawionym wyjątkowego klimatu. Prócz zwiedzania można jeszcze pochodzić po ryneczku, kupić warzywa i owocki i napić się soku z trzciny cukrowej.
Po Bago wróciłyśmy do Rangunu, gdzie zafundowałyśmy sobie apartament królewski w hotelu Asia Plaza. Kosztował 50 dolarów. Umierałyśmy z ciekawości co to będzie. Oczyma wyobraźni widziałyśmy kilka pokoi, szlafroki, suszarki i inne cuda. Dostałyśmy normalny pokój z łazienką. Bez szlafroków, suszarek, ale za to z cieknącą klimatyzacją i rzadko działającym Internetem. Wniosek był prosty. Pokój za 20 dolarów i 50 jest podobny i nie warto przepłacać. No, ale nie każdy może powiedzieć, że spał w apartamencie królewskim. My tak!
Poszłyśmy jeszcze na posiłek i obchód dzielni, zrobiłyśmy drobne zakupy, a ja nałożyłam sobie na twarz thanakę- naturalną ochronę przed słońcem.
I tyle. Samodzielna podróż po Birmie to betka. Wspaniałe zabytki. Dobre, choć wychłodzone, autobusy. Wygodne hotele, świetne jedzenie, mili i dobrzy ludzie. Każdy tu się odnajdzie. Może i ten kraj nie skradł mojego serca, ale na pewno warto tu przyjechać zanim świat stanie się zbyt jednolity.