Jak spełnić swoje marzenie o samodzielnej wyprawie do….
Kiedy mówię, że kocham podróżować na własną rękę często pytają mnie: „Jak Ty to robisz? Gdzie śpisz? Nie boisz się? A co jesz? A skąd masz pieniądze? A ile to kosztuje?”
Pomyślałam sobie, że wyleję strumień świadomości, który będę prawdopodobnie redagowała od czasu do czasu. Opowiem jak to zrobić. A, że jestem na świeżo po krótkiej wyprawie do Mjanmy/Birmy i na Kubę, to będzie mi łatwiej. Tu jest link z małym poradnikiem dotyczącym Kuby Jak zorganizować wyprawę na Kubę. O samej Mjanmie w osobnych wpisach.
Mając na koncie ponad 33 krajów pozaeuropejskich wiem, że umiem zorganizować sobie wyjazd na własną rękę dokądkolwiek. Jeżdżę sama (Meksyk, Gwatemala, USA, Korea Południowa, Chiny, Kolumbia, Ekwador, Malezja, Singapur, Brunei, Kuba), z matką (większość Azji i Bliskiego Wschodu, Afryka), ze znajomymi (Azja, Bliski Wschód, Afryka). Każdy wyjazd jest inny. Może inny organizacyjnie, ale zawsze bogaty w doświadczenia i przygody. Nigdy nie żałowałam, że pojechałam sama do jakiegoś kraju. Wyjątek to Vegas, baby.
Zanim pojedziemy, fajnie jest pogadać najpierw z kimś, kto już tam był na własną rękę, ale nie jest to konieczność. Lepsze są suche fakty bez emocji i opinii. Te wyrabiamy i zdobywamy sami. Na miejscu nie chodzę z notatnikiem, ani też nie porównuję cen z tymi widzianymi u kogoś na blogu. Moja pamięć do liczb jest krótka. Poza tym ceny zmieniają się jak szalone, hotele i restauracje znikają lub zamieniają w inne. Wyjazd na własną rękę to nie wyprawa na księżyc. Nie lubię robienia z ludzi, którzy sami jeżdżą, bohaterów. Samodzielne podróże są proste, ale nie są dla każdego. Musisz się przygotować i trochę oczytać, nie możesz być nieśmiałą, niezaradną sierotką. Na miejscu trzeba będzie kombinować i czuwać, nie możesz mieć wszystkiego podanego na tacy. Nie warto też żyć czyimś życiem i wszystko kopiować od kogoś. Iść tymi samymi szlakami. Los zrobi swoje.
Ja nie wyobrażam sobie wycieczki z grupą i bycia prowadzoną z miejsca do miejsca. Nie lubię jak pilot decyduje o moim czasie. Nie lubię być skazana na towarzystwo z nie mojej bajki. Lubię odkrywać, popełniać błędy, odnosić małe zwycięstwa, lubię poznawać tubylców, utknąć gdzieś, zagapić się, kłócić się z taksówkarzami o ceny, wygłupiać się z dzieciakami, wkurzać się na oszustów i dać się mile zaskoczyć dobrem i serdecznością, których i tak jest więcej. Lubię spać ile chcę w „bezgwiazdkowych” hotelach i w tych lepszych hostelach dla backpakersów, a nie w kurortach dla turystów, z których zapamiętam stołówkę i to że pan Stanisław zasnął przy basenie, a pani Krysia nakładała sałatkę ręką. Wolę sama decydować, co chcę zwiedzać i ile chcę tam zostać. Lubię jeść gdzie i co chcę. Po prostu wolność i satysfakcja z odkrywania czegoś codziennie są cudowne. Wycieczka z biurem to lizanie tortu przez szybę. Nigdy nie poznamy tego kraju. Hotel dla turystów to ściema. od wystroju, jedzenia do obsługę. Wszystko i wszyscy coś udają. Jednocześnie nie wykluczam, że pewnego dnia pojadę do kurortu…..ale jak będę bardzo zmęczona i będę miała kasę na leżak przy basenie. Koło Stasia. I gdy będę pewna, że z odpowiednim towarzystwem można się fajnie bawić i wypocząć. Tymczasem wolę przygody ala Indiana Jones.
Zatem. Jak jak to zrobić? Podaję rady są w dowolnej kolejności. Najpierw wypada sprawdzić czy w ogóle nas stać na wizę, bilet lotniczy, ubezpieczenie, szczepienia, noclegi, jedzenie, poruszanie się, bilety wstępu.
WIZA
Nie każdy kraj umożliwia otrzymanie wizy na granicy. Często wizę trzeba wcześniej załatwić w ambasadzie albo online-jak w przypadku Mjanmy/Birmy. Robi się to samemu na oficjalnej stronie:
Wypełniamy dokument, wysyłamy, otrzymujemy po kilku dniach dokument, drukujemy i okazujemy na granicy, lotnisku. Jeśli jesteśmy leniwi, nie mamy czasu, boimy się, że nie damy rady i mamy dużo pieniędzy, to załatwiamy formalności przez firmy specjalizujące się w załatwianiu wiz. Za opłatą zrobią wszystko za nas. Znajdziecie ich sporo w Polsce.
Jadąc do Chin nie miałam czasu, by osobiście jechać do ambasady w Warszawie i tam załatwić formalności, więc sama zleciłam to jednej z nich. Szybko, rzetelnie i pewnie.
Starając się o wizę do Iranu, załatwiałam wszystko pocztą i kurierem. Mimo to pan ambasador wezwał mnie na osobistą rozmowę. Pojechałam lekko wystraszona tylko po to, by powiedzieć, że chcę zwiedzić Iran, że nie będę tam zarobkować i rozrabiać bez chustki na głowie.
Wizę izraelską otrzymałam na granicy, ale serdecznie podziękowałam za pieczątkę. Dostałam tylko chwilową naklejkę na paszport. Pieczątka wewnątrz paszportu mogłaby utrudnić mi wjazd do krajów muzułmańskich.
Urzędnik graniczny to Święty Piotr. Ma władzę i może wszystko. Podróżując samemu, nie jesteśmy chronieni przez pilota. Sami rozmawiamy z urzędnikiem na lotnisku albo, gdy nie znamy języka obcego, pokazujemy karteczki „Jadę zwiedzać”, „Kocham Wasz kraj” itp .
By otrzymać wizę, jest jeszcze opcja z gatunku bezczelnych. O tym w zapiskach z Sudanu. Jak dostać wizę do Sudanu mimo braku listu polecającego
BILET LOTNICZY I KOSZTY
Jeśli wiza jest osiągalna, sprawdzam loty na przykładowo: skyscanner lub momondo
Skyscanner jest fajny, ponieważ wylot można wyszukać z danego kraju, nie z miasta. Jako datę podróży można nastawić cały miesiąc i patrzeć, którego dnia jest taniej. Dostępna jest też opcja „Wylot do …WSZĘDZIE”. Wtedy wyszukiwarka pokaże nam różne kierunki dokąd możemy lecieć. Tak poleciałam do Korei Południowej. W ogóle nie zakładałam, że tam kiedyś będę. Los tak chciał. Bilet okazał się tańszy niż lot do Portugalii w sezonie. Szukając połączeń do Peru z Polski i Niemiec, nic nie mogłam znaleźć. Dopiero loty z Hiszpanii okazały się tanie. Do Hiszpanii można dojść na piechotę lub dojechać stopem.
Dziś mamy jeszcze strony jak fly4free , na których jest mnóstwo informacji o tanich lotach.
Jeśli mam już informację o wizie i kupiony bilet do wymarzonego kraju i wiem, że na miejscu będę miała mało czasu, to na stronie innych miejscowych przewoźników kupuję loty po danym kraju. I tak, lecąc w lipcu do Malezji, bilet miałam już w maju. Wtedy też na stronie AirAsia kupiłam bilet w dwie strony na Borneo z Singapuru za 30 dolarów.
Teraz koszty. Sprawdzam czy będzie mnie stać na podróżowanie po danym kraju. Czy można tam jeździć stopem? Ile kosztuje nocleg? Czy są jacyś członkowie couchsurfing? Ile wynosi codzienny budżet? Wszystkie odpowiedzi są w Internecie, a ich weryfikacja na miejscu. Znalazłam taką stronę: Budżet wycieczek
Tam można sprawdzić ile wynosi dzienny budżet. Przewodnik Lonely Planet też to robi. Ale zaraz! Przecież każdy z nas jest inny. Ktoś da radę spać w wieloosobowej sali o wątpliwym standardzie, a ktoś potrzebuje apartamentu. Komuś wystarczy tysiąc dolarów na miesiąc w Azji i jeszcze przywiezie prezenty, a inny nie utrzyma się za tyle, bo będzie jadał w drogich knajpach i non stop jeździł taksówką.
Żeby sprawdzić noclegi wchodzę na stronę, na której można robić rezerwacje. Na przykład: Booking lub Hostelworld
i tam robię symulację swojego pobytu. W Chinach, Meksyku, Malezji, Korei Południowej, Kolumbii, Ekwadorze, Singapurze bardzo często spałam w salach wieloosobowych. Nieraz byłam w nich sama za cenę jednego łóżka. Jak byli inni turyści zawsze trafiałam na fajnych ludzi w różnym wieku. Często razem szliśmy na miasto albo dalej wspólnie podróżowaliśmy.
Korzystam też z couchsurfing. Na Sri Lance miało być pełno możliwości, ale w rezultacie tylko dwie osoby zgodziły się nas gościć. W USA, Meksyku i Gwatemali praktycznie cały czas spałam u ludzi. Prawie zawsze było super. Wyjątki dużo mnie nauczyły. Poza tym dla mnie couchsurfing to przede wszystkim poznawanie ludzi, a nie oszczędność. Odwdzięczam się moim gospodarzom. Gotuję im, sprzątam, stawiam posiłki na mieście, wyprowadzam psa, i jak się raz zdarzyło szlifuję ściany. W zamian widzę prawdziwe życie tambylców, wiem jak żyją, jakie mają troski i radości. Zyskuję nowych przyjaciół. W Polsce odwdzięczam się tym samym.
TRANSPORT
Żyjemy w dobie Internetu. Sprawdź online miejscowych przewoźników, zobacz ile kosztują bilety. Albo weź kogoś ze sobą i jeździjcie stopem. Chyba, że jest to USA. Tam niekoniecznie ucieszą się widząc Was przy drodze. W Parku Yosemite w USA kierowcy hamowali, by zrobić mi zdjęcie stojącej przy drodze i następnie odjechać z piskiem opon. Policja nie zdążyła mnie aresztować za włóczęgostwo, bo na szczęście starsze małżeństwo zabrało mnie swoim kamperem do …. innego miasta o podobnej nazwie. Źle przeczytali napis na mojej tekturce. Powrót zajął mi cały dzień.
W każdym kraju jest transport publiczny. Recepcjoniści mogą pomóc w kupnie biletu. Jeśli nie znasz miejscowego języka poproś recepcjonistę, aby na kartkach napisał Ci po np. arabasku: „Chcę jechać do …..Gdzie jest sklep/dworzec…..itp”.
Planuj z głową. W Chinach w sezonie ciężko mi było kupić bilety do wymarzonego miasta, ponieważ wszystko było dawno wykupione. W Kolumbii i w Birmie do autobusu zabieraj ciepłe ciuchy i czapkę. Kierowcy nie maja litości z klimą. Na szczęście czasem dają kocyk.
BEZPIECZEŃSTWO
No to już wiesz, że stać Cię na bilet lotniczy i miejscowy transport. Teraz sprawdź na stronie MSZ, co tam się dzieje. Polak za granicą
Czy jest bezpiecznie? Gdy byłam z mamą i kumpelą w Jemenie, sytuacja była „napięta”, ale wojsko na tyle blokowało wjazd w zapalne regiony, że nie wjechałyśmy przypadkiem na tereny walk. Poruszanie się po kraju zależało od zgody policji. Jednak lepiej nie jechać gdzieś gdzie jest bombowo. Lepiej wiedzieć, które rejony danego kraju są dostępne dla turystów i że wrócicie cało i zdrowo.
Na miejscu pamiętaj, że ludzie są dobrzy, ale nikt nie urodził się, by być Twoim bestfriendem. Ludzie są fajni, ale wielu z nich kombinuje i myśli, że jesteś chodzącym portfelem. W Indiach zanim udało się nam kupić bilet kolejowy przedzierałyśmy się przez kordon ściemniaczy, twierdzących że pociąg spłonął i tylko ich bohaterski wujek zawiezie nas do danego miasta swoim samochodem i dla Ciebie de best prajs maj flent. W Egipcie codziennie grzecznie odmawiałam, że nie chcę romansu na zapleczu hotelu czy restauracji. W Chinach rykszarz chciał za pięciominutowy kurs 5 juanów. Na miejscu chciał 5, ale setek. Oj takie językowe nieporozumienie. Awantura była długa. Negocjując cenę z taksiarzem, rykszarzem narysuj trasę na kartce i napisz cenę. Niech ją podpisze, nawet zygzakiem, jak czujesz, że będzie ściemniał. Te sytuacje się zdarzają. Można się wściekać i oburzać, ale potem człowiek będzie mądrzejszy.
Po zmroku nie chodź i nie pytaj gdzie tu można się zabawić lub kupić broń i narkotyki. Korzystaj z hosteli dla backpakersów. Poznaj tam kogoś. Trzymaj się z nimi razem. Nie ufaj rykszarzom, którzy teraz zabiorą Cię na promocję życia do sklepu, bo jakieś bóstwo ma imieniny. To ściema i fotomontaż. Jednak wśród setek oszustów udało się nam nieraz poznać naprawdę cudownych ludzi, których niestworzone historie okazały się prawdą. I tak trafiłyśmy w Indiach do domu wróżbity Nancy Reagan, a w Kairze do domu, z którego dachu oglądałyśmy nocą przedstawienie światło i dźwięk nad Piramidami.
Dbaj o swój dobytek, karty, paszport. Weź ksero paszportu i schowaj w bagażu. Spisz gdzieś najważniejsze numery. Noś ważne rzeczy w saszetce na szyi. Ja przez swoją nieuwagę straciłam telefon w autobusie w Ekwadorze.
UBEZPIECZENIE
Po prostu kup! A podstawowe szczepienia: żółtaczka, dur brzuszny zrób. O resztę spytaj lekarza. Pamiętaj, że na malarię nie ma szczepień, a leki już są niebezpieczne. Leczenie malarii przeprowadzane jest takimi samymi środkami tylko w większych dawkach. Repelenty, odpowiedni strój, tryb życia i zdrowy rozsądek są najważniejsze. Spakuj apteczkę z koniecznym minimum i na miejscu uważaj. Żołądek to nie San Francisco, uliczny szczur to nie Ratatuj, a seks z tajemniczym nieznajomym to nie zawsze „Miłość Szmaragd i krokodyl”. Jak odczuwasz zmęczenie, to idź spać. Pij wodę tylko z fabrycznie zamkniętych butelek. Jedz czyste jedzenie. Albo weź kaszę jaglaną i sam gotuj i wkrawaj do niej awokado i cebulę. Myj rączki i smaruj je odkażaczem. Załóż czapeczkę lub chustkę i wygodne buty. No i uśmiechnij swą smutną polską twarz.
BAGAŻ I JEGO ZAWARTOŚĆ
Dostosuj garderobę do danego kraju. Respektuj tamtejsze obyczaje. Jeśli nie jedziesz na podryw lub pokaz mody, to kilka łachów Ci wystarczy. Sandały, klapki pod prysznic, lepsze pełne buty. Chusta służąca za koc też się przyda. Meczet, kościół, świątynia buddyjska, to nie miejsca na bluzkę na ramiączkach i krótkie spodenki. W przypadku Iranu przyda Ci się szmata na głowę i długie rękawki. W przypadku Birmy przydadzą Ci się japonki i …. pumeks. Wszędzie wokół i w świątyniach chodzi się boso. Codziennie będziesz pucował swe stopy. A propos pucowania. W większości krajów są pralnie w hostelach. Jeśli jednak kochasz prać sam, weź sznurek i klamerki. Mogą się przydać.
Przemyśl czy warto brać mały śpiwór. Obecnie w większości hosteli jest pościel. Zawsze możesz wziąć starą poszwę na kołdrę i tam ją wyrzucić. W Birmie wszędzie była czysta pościel. W Iranie i Etiopii czasem gołe łóżka.
TRASA
Pomyśl, co chcesz zobaczyć. Biur podróży nie lubię, ale mają sprawdzone trasy przez wszystkie zabytki. Te same trasy są w przewodnikach Lonely Planet. Przyznaję, że sprawdzam je i czytam, co warto zobaczyć w danym kraju. Potem mniej więcej wszystko rozpisuję, dodaję swoje typy albo zdaję się na los. Na miejscu może się okazać, że jest powódź, albo jest tani lot na drugi koniec kraju. Wtedy można zmienić trasę.
PRZYDATNE APLIKACJE
Telefon klawiszowy ma baterię nie do zdarcia i sam nie jest atrakcyjny dla złodzieja. Ja swoje aparaty i telefony obklejam plastrem udając uszkodzenie. Nikt nie chce brzydkiego uszkodzonego aparatu. (Na razie. Odpukać) W tym roku w Mjanmie i na Kubie aplikacją bez której byłoby mi ciężko jest MapsMe
Wcześniej w Polsce, za darmo, pobiera się mapki danego kraju/rejonu i potem aplikacja prowadzi nas jak po sznurku dokąd chcemy. Trzeba mieć tylko włączoną lokalizację. Nic za to nie płacimy. Pamiętajmy, by wyłączyć przekaz danych. Wprawdzie zaznaczone tam restauracje czasem nie istnieją, ale aplikacja i tak jest cudowna!
Kolejna fajna to TripAdvisor, gdzie mamy listy zabytków, knajp i innych atrakcji. Fajne są, jak już mówiłam skyscanner i booking. Można jeszcze ściągnąć google translate, który obecnie tłumaczy mowę. Można porozumieć się nawet z chińskim kelnerem i pakistańskim kierowcą ciężarówki.
Tyle. Z czasem jak w środku nocy przypomni mi się jeszcze coś, to dopiszę.
Samodzielne podróże polecam każdemu. Jeśli się boicie zacznijcie od Radomia. Potem weekend w Pradze. Potem na przykład Malta albo Gruzja. A za rok SriLanka. Świat jest piękny, ludzie są dobrzy, czasem „dobzi”. W każdym kraju ktoś choć raz mnie oszukał, bądź okłamał. W Polsce też. Można z tym żyć. Więcej było fajniejszych momentów. Podróże kształcą nas wtedy gdy chcemy.
ahojjjj
Jeszcze będę go ulepszać. Pisane za szybko. Dziekuję!