Kuba na własną rękę. Jak to zrobić? (Kuba cz. 1)
¿¿¿UCIECHA czy UDRĘKA???
Mimo dziesiątków odwiedzonych na własną rękę krajów, lecąc na Kubę miałam pełno obaw. Szykując się do wyjazdu, przeczytałam kilka blogów, obejrzałam filmiki podsumowujące przygody innych backpakersów. I wiedziałam. Jadę na wojnę. Będzie źle. Będą oszukiwać, kraść, nagabywać. A jak było? Cudownie, magicznie i bezpiecznie. Mimo tego, że byłam sama, czułam się jak w rodzinie. Mimo syków, cmoków i głupich komplementów, wiedziałam, że to taka mentalność miejscowych facetów i prowadziłam z nimi drobne gierki, albo po prostu nie zwracałam uwagi. Jeśli chodzi o nagabywanie innych czarodziejów. Owszem. Codziennie kilkanaście razy słyszałam: „Taxi señora? Hotel señora? Masaje señora? Sex señora”. Tak jest na Kubie. Nie mamy wpływu na zewnętrzny świat, ale na swoją reakcję na niego tak. Założyłam więc, na swą polską smutną twarz, uśmiech i włączyłam dystans. Na Kubie nagabywanie i molestowanie trzeba obrócić w grę. Załóż się sam ze sobą, ile razy usłyszysz „taxi señor/a”. Będą na Ciebie cmokać? Podoba Ci się facet, to odcmoknij. Nie, to zignoruj. Ja udawałam, że łapię wysłane całuski i chowam je do plecaka. Moi szczerbaci adoratorzy cieszyli się jak małe dzieci. Nigdy nikt mnie paluszkiem nie tknął. Owszem żigolacy z Maleconu w Havanie są upierdliwi. Będzie ostry atak. Po serii komplementów, będzie odważna oferta, ile za co. Decyzja jest Wasza. Można spytać chłopca, czy jego mama wie, że on nie śpi, można odejść, można grzecznie odmówić, można poćwiczyć hiszpański, można wszystko…. Taksówkarze też są wszędzie i cały czas nawołują. Grzecznie odmów, pomachaj, uśmiechnij się. Przyjdzie dzień, że będziesz się modlił o taksówkę.
Kuba jest biednym krajem. Choć, gdy porównam ją z odwiedzoną Etiopią czy Sudanem, to nieprawda. Nie licz, że będzie tak samo, albo jak w …. . Licz na to, że będzie jak na Kubie. Nie będzie wszędzie Internetu, nie będzie wszędzie transportu, nie będzie super tanio. Będą jednak wspaniali, ciepli ludzie, cudowna przyroda, muzyka, rum i przygoda. Będzie tak jak chcesz! To Ty tworzysz klimat. Umiesz dostrzec pozytywy, to je zobaczysz. Tylko uśmiechnij swą smutną polską gębę i nie oczekuj nie wiadomo jakiego serwisu. Pomyśl o Polsce sprzed lat. Kiedy Pani ekspedientka miała klientów w DUżym poważaniu, kiedy naburmuszona kelnerka obsługiwała Ciebie godzinę. Nadal mamy miejscami taką mentalność, więc dlaczego Kubańczycy mają nie mieć? Masz problem z tym, by zapisywać się na autobus kilka dni przed, albo z tym, by stać w kolejce? Pojedź do Varadero, leż przy basenie, pojedź na zorganizowany wyjazd do Havany na kilka godzin i git. Twoja sprawa. Ja mogę i chcę inaczej. Lubisz przygodę? Jedź sam/a! Nie wrócisz wypoczęty, ale wrócisz inny. Podróże na własną rękę zmieniają wszystko.
KIEDY I JAK DOTRZEĆ
Na Kubie byłam w sierpniu 2017 roku. Leciałam z Chicago i nie było to najtańsze połączenie. Zależało mi jednak, by najpierw odwiedzić Stany. Stąd taka trasa. Z tego, co zauważyłam najtańsze loty z USA na Kubę są z Miami (trzeba mieć wizę turystyczną, albo przy międzylądowaniu tranzytową). Z Polski i z Niemiec możemy kombinować jeszcze taniej. Lotów szukamy na przykład na skyscanner.pl. Ta wyszukiwarka umożliwi nam szukanie połączenia z całego kraju lub poszczególnego miasta i pokaże nam ceny w całym miesiącu. Jak to robić pokazałam w poprzednim wpisie Jak zorganizować samodzielną wyprawę.
POGODA
Najpierw sprawdzamy pogodę. Nie chcemy jechać w sezonie huraganów, tylko dlatego, że bilet jest tani. W sierpniu było niesamowicie gorąco i wilgotno. Wówczas będziecie się pocić wszędzie. Cały czas. Podobno najlepszą porą na zwiedzanie Kuby, to okres od grudnia do kwietnia. Wtedy temperatury są przyjemne, można spokojnie zwiedzać. Od maja może sporadycznie popadywać, a od sierpnia może lać wiadrami. Od września nasz hotel może dokonać przemieszczenia z jednej strony wyspy na drugą, w trąbie huraganu, a my możemy trochę umrzeć. Więc może niekoniecznie. Jeśli jedziemy w sezonie turystycznym, ceny zapewne będą wyższe i może warto rezerwować noclegi wcześniej. Ja napiszę o moich sierpniowych doświadczeniach.
WIZA czyli KARTA TURYSTY
W sierpniu 2017 nadal obowiązywała tzw. karta turysty. Zawsze bieżące informacje o wizach są na stronie ministerstwa. Polak za granicą. Strona msz. Kartę turysty (Tarjeta de Turista) załatwiamy w kubańskim konsulacie w Warszawie. Nie mieszkam w Warszawie, więc zleciłam to firmie zajmującej się załatwieniem wiz za nas. Znajdziecie ich pełno w Internecie. Ja polecam Wiza serwis Oprócz ważnego paszportu i wizy kupujemy obowiązkowo ubezpieczenie. Zawsze. Nigdy nic nie wiadomo.
WALUTA i KOSZTY
Bierzemy ze sobą tylko euro. Ma najlepszy kurs. Dolara też sprzedamy, ale ze względu na napiętą sytuację między Kubą, a USA, nie będziemy aż tak zadowoleni z kursu. Bierzemy też kartę VISA, nie MasterCard. Z wypłatą gotówki z bankomatu kartą Visa nie miałam nigdy problemu. Jedynie trochę dopłaciłam za transakcję. Wszystkie karty powiązane z bankami USA mogą nie działać. Euro wymieniamy w kantorach lub bankach. Liczymy się z kolejkami i tym, że trzeba pokazać paszport. Kurs sprawdzamy w Internecie przed wyjazdem. W sierpniu miałam otrzymać za 1 euro 1,14 CUC. Na lotnisku w Havanie był najgorszy kurs, bo 1,11 CUC za 1 euro. W kolejnych miastach lepsze – 1,14. Na lotnisku w Havanie wymienić tylko tyle CUC, ile potrzebujemy na taksówkę, potem wymienić więcej. Poza Havaną jest zawsze korzystniej.
I teraz uwaga! Są dwa rodzaje waluty. CUC i CUP. CUC dla turystów i CUP dla miejscowych. Kuki (CUC) są z pomnikami i są banknotami lepszej jakości oraz maja napis peso convertible, a CUP mają twarze bohaterów narodowych. 1 CUC to około 25 CUP !!!! Zdjęcia są na google.
To może być mylące i dziwne. Szykowałam się na oszustwa i podmienianie pieniędzy. To nie miało miejsca. Jednak, wszystko przed Wami. 🙂 Oszuści są wszędzie. W Polsce też. Po prostu się zorganizować. Trzymać pieniądze w dwóch różnych przegródkach i uważać na drobniaki. Z tymi będą kombinować. Można wymienić euro na obie waluty, ponieważ Kubańczycy i tak posługują się obydwoma. Ja płaciłam w obu. Za bułeczkę i kawusię w okienku na ulicy w CUP, w drogich knajpach w CUC. I pytać, czy cena jest podana w CUC czy w CUP. Myśleć logicznie. Na przykład tu:
Tu ceny są w CUP, czyli w walucie dla miejscowych. Przecież piwo (cerveza) nie może kosztować 35 CUC czyli prawie 35 euro! Od razu macie pogląd na ceny. Tak mniej więcej. Mój przedobiadek złożony z pizzy (tylko z serem) i piwa kosztuje 40 CUP, czyli 5,43 złote. 25 CUP = 1 CUC = 3,60 zł. Można przeżyć.
Tu też mamy ceny w CUP za kurczaka (pollo). Obok ceny jest MN czyli moneda nacional = CUP. A, za piwko (cerveza) mamy ceny w CUC. Drogie piwo, bo prawie 6 złotych.
Ceny tylko w CUC mamy w lepszych knajpach. Na przykład tu:
Cena za grilowaną rybę to 8 CUC, czyli jakieś 28 złotych. Woda w supermarkecie kosztuje 0,70 CUC. Ta sama półtoralitrowa butelka w sklepach kosztuje nawet 2 CUC. Średnia cena za pokój z łazienką to 20 CUC. Czyściutko, ciepło i bezpiecznie. Dla jednej osoby drogo, dla dwóch i więcej już nie. A tu jeszcze kilka innych zdjęć z cenami.
MOJA TRASA i TRANSPORT
Z lotniska w Havanie do centrum dojedziemy taksówką. Jest też autobus, ale oddalony o 20-minutowy spacer. Spróbowałam później, gdy łapałam samolot do Santiago, dotrzeć nim na lotnisko i to był horror, ale o tym w kolejnym wpisie. Tymczasem…. Jeśli jesteśmy sami, rozglądamy się przy odbiorze bagażu, w kolejce do toalety czy kontroli paszportowej za przyjaznymi twarzami. Ja upolowałam trójkę młodych ludzi z Hiszpanii i spytałam, czy mogę dojechać z nimi do centrum Havany. Taksówka kosztuje 20-25 CUC czyli prawie 80 złotych. Po zrzutce w cztery osoby-mniej. Po Havanie poruszamy się pieszo, wynajmujemy super oldtimera, by nas obwiózł po całym mieście (20 CUC) lub bawimy się komunikacją miejską czyli autobusami i collectivos (zbiorcze taksówki). Ja głównie chodziłam pieszo (cały czas korzystając z aplikacji MapsMe), a z przystanku opodal Placu Rewolucji wróciłam do starej Havany autobusem miejskim za 40 centavos. Czyli 40 ichnich groszy. W dodatku bilet kupił mi pasażer, widząc moją intelektualną walkę z monetami. Mimo moich protestów i chęci oddania groszy, pan nie wziął ode mnie pieniędzy. Pani taksówkarka, jeżdżąca coco-taxi, takim obudowanym krzesłem, chciała 10 CUC czyli 40 złotych za tę trasę.
Z miasta do miasta możemy polecieć samolotem, pojechać autobusem Viazul, taxi collectivo dla turystów lub taxi dla miejscowych. Autobusy Omnibus Nacional są dla Kubańczyków. Są dotowane przez państwo, więc teoretycznie nie powinniście nimi jeździć. Taxi collectivo dla turystów stoją przed dworcami linii Viazul. Są to często dobre samochody, vany z klimą, a ceny są zbliżone do tych z Viazul. Taxi collectivo dla Kubańczyków stoją przy dworcach Omnibus Nacional i są o wiele tańsze. Szukaj, kombinuj. Mnie i poznanego w drodze Szwajcara, przypadkowo poznany Kubańczyk wsadził do collectivo dla miejscowych i zamiast 15/20 CUC zapłaciliśmy po 5 CUC. Taxi dowiozła nas na miejsce, tak samo jak ta droższa, ale w innej atmosferze. Ryk silnika, obserwacja asfaltu przez dziurę w ziemi, stadionowe siedzenia, ścisk i ubaw po pachy. Na autobusy Viazul w sierpniu trzeba było zapisywać się dwa dni wcześniej. Oczywiście na dworcu! Można też rezerwować w ulicznych biurach podróży, jak działają im telefony i komputery. Można też samemu przez Internet, ale tydzień przed i jak masz Internet. Oto przykładowe ceny i godziny odjazdów autobusów Viazul:
W sierpniu było bardzo dużo turystów, więc walka o miejsce w autobusie była spora. Jeśli podróżujemy grupką, to o nic się nie boimy, ponieważ możemy wynająć całą taksówkę i zapłacić podobnie jak za Viazul. Ja byłam sama, więc jeździłam tylko autobusami.
MOJA TRASA
Havana – lot do Santiago de Cuba – autobus do Baracoa – autobus do Bayamo – autobus do Camaguey – autobus do Santa Marta – autobus do Trinidad – autobus do Havany – autobus do Viñales – taxi collectivo dla białasów do Pinar del Río – taxi dla Kubańczyków z Pinar del Río do Havany. W każdym mieście byłam po kilka nocy. W Bayamo jedną i wystarczy. Dojazdy czasem zabierają dużo czasu i nieraz przyjedziemy za późno na zwiedzanie. Nawet małego, nudnego miasta. Wówczas trzeba zostać na dwie noce, albo jechać nocnym do kolejnego miasta.
Trasę odgapiłam z Lonely Planet, obracając jej przebieg. Polecam tym, co jadą pierwszy raz. Lepiej powoli wracać do Havany, niż powoli jechać na koniec wyspy, a potem pędzić z powrotem. Byłam 20 dni. Jak było szczegółowo opiszę w osobnych wpisach. Tymczasem streszczenie wrażeń.
Havana. Dla mnie magia. Zwłaszcza późnym popołudniem i nocą. Przechadzki uliczkami, chodzenie śladami Hemingwaya, Marlona Brando, życie nocne i kluby jak Fabrica de Arte Cubano. Nie zapomnę! Polecam. Magiczne miasto.
Santiago de Cuba. Ładne miasto. Szału nie ma. Centrum zapomnę. Na obrzeżach jest cmentarz z grobem Fidela Castro. Można dojść z centrum w 30 minut. Po mauzoleum Mao Zedonga w Pekinie, odwiedzam groby wszystkich dyktatorów i ojców narodu. Dla obserwacji socjologicznych i by pogadać z ludźmi. Nie zapomnę!
Baracoa. Urocze, malutkie miasteczko i cudowna, bujna przyroda dookoła. Piaszczyste plaże w pobliżu. Trekking po Parku Humbolta wspaniały. Tam mieszka najmniejsza żabka świata. Nigdy nie zapomnę. Polecam.
Bayamo. E tam. Lepiej zostać dłużej w Baracoa i wejść na El Yunque.
Camaguey. Ciekawe labirynty uliczek. Fajne, ale raczej zapomnę.
Santa Marta. Miasto zapomnę, mimo głównego placu zamieszkałego przez setki ptaków, które wieczorem drą się wniebogłosy i bombardują przechodniów resztami pokarmowymi. Mauzoleum Che Guevary nie zapomnę. Jest jeszcze klub z Drag Queens- El Menunje. Polecam! Dziewczyny pracują w niedzielę.
Trinidad. Urocze, magiczne, najpiękniejsze miasteczko na całej Kubie. Bogate życie nocne. Fajny klub w jaskiniach. Można konno objechać okolice. Gorąco polecam!
Viñales. Miasteczko ładne, ale bez szału. Przyroda dookoła piękna. Plantacje tytoniu i kawy. Ciekawe!
JEDZENIE i ALKOHOL
Mimo owoców morza, szału nie ma. Za mało przypraw. Bogactwo owoców, największe avocado na świecie, ryż, ryż i ryż oraz pizza, pizza, pizza. Smutek kulinarny można zalać piwem i rumem. Rum jest tańszy od wody. Uzależnieni i oszczędni turyści kupują butelkę miejscowej coli i wlewają trochę rumu. Butelkę rumu zostawiają w pensjonacie. Taką ambrozję noszą ze sobą. Ceny rumu w CUC, czyli na nasze liczymy razy 4. Zdjęcia z biodra, bo PROHIBIDO czyli nie wolno. Jadłam w dobrych i byle jakich knajpach. Smak podobny. Bułeczki z jajecznicą sprzedawane w okienkach na ulicach srednio smaczne, ale można przezyć tak kilka dni. Bardziej wypasione śniadanie w knajpie dla turystów kosztuje około 5 CUC. Rodziny prowadzące pensjonaty też Wam zrobią śniadanko za podobną cenę.
LUDZIE
Cudowni, ciepli, ciekawi. Spragnieni rozmów o tym jaki syf był w Polsce za PRL i kiedy to skończy się na Kubie. Podrywacze zabawni. Człowiekowi lepiej na sercu jak sobie posłucha jaki jest cudowny.
INTERNET
W sierpniu 2017 dostępny tylko na wybranych placach w wiekszych miastach. Chodzimy po mieście i gdy widzimy grupki ludzi z telefonami, to tam. Czekamy aż podejdzie do nas diler kard i kupujemy od niego godzinną kartę za 3 CUC. Jeśli mamy czas i jesteśmy oszczędni idziemy do firmy ETECSA. Stoimy w kolejce i tam taką kartę kupujemy za 1,5 CUC. A najlepiej kupić kilka pięciogodzinnych kart i mieć to później z głowy. Biuro wygląda tak i jest w każdym mieście. Na MapsMe są zawsze zaznaczone.
Na karcie jest numer i hasło, które wpisujemy jak na placu złapiemy sieć. Takie wspólne serfowanie jest urocze. I upierdliwe. Są też magicy koło droższych hoteli, którzy sprzedają hasła do hotelowego wifi. Z nimi nie „hablałam”.
NOCLEGI
Couchsurfing jest nielegalny (sierpień 2017), chyba że się dogadamy szyfrem z członkiem. (Już brzmi zabawnie ;)) W każdym mieście jest sporo CASAs PARTICULARES czyli pensjonatów dla turystów. Oznaczone są niebieską kotwicą. Te z czerwoną są dla Kubańczyków i przyjmują tylko CUP.
To może być blok, kamienica, domek. Wewnątrz, w mieszkaniach, Kubańczyków dostaniemy czyściutki pokoik. Taki z łazienką kosztuje od 15 do 20 CUC. W droższych nie spałam. Zawsze było czysto, miło i bezpiecznie. Wieczorami można pogadać z rodzinką, albo pouczyć się gotować z pani mamą. Kiedy mieszkałam w bloku zaskoczyło mnie to, że wszystkie drzwi do mieszkań były cały czas otwarte. Życie sąsiedzkie toczyło się wszędzie.
Noclegi rezerwujemy przez airbnb. To jest trudne, ponieważ musimy mieć Internet. Mi opcja rezerwacji nie działała, więc pisałam do właścicieli pensjonatów wiadomość. Szłam na spacer, wracałam na plac i odbierałam odpowiedź. Bądź nie. Można po prostu jechać w ciemno i szukać pensjonatów samemu. Można też poprosić właściciela pensjonatu, by przekazał nas w ręce kolejnych właścicieli w następnym mieście.
Tyle. Myślę, że naniosę jeszcze jakieś poprawki. Macie tu przykładowe ceny za nocleg, transport i jedzenie. Reszta zależy od Was. W kolejnych wpisach opowiem, co się działo w każdym mieście.
Kocham Kubę.
Wstęp cudowny! :))) Byliśmy na Kubie w lipcu tego roku, więc podpisuję się pod nim wszystkimi czterema kończynami! O podrywaczach jedynie nie podyskutuję, bo na Kubie byłam z mężem i dwójką dzieci 😉
PS. A wiesz, że w restauracji Mina pracuje Polka? Jej mąż, również tam pracujący, podsłuchał nas jak przy mojito o bzdurach gadaliśmy i poznał nas ze sobą 😉
Leciałaś na Kubę przez Stany. Czy mogłabyś powiedzieć czy jest z tym problem? Czy potrzebowałas innej karty turysty z tego powodu czy te z polski obowiązują?
Nie, taką samą. Nie było żadnych pytań, ani problemów.