Panama: ruiny i drapacze (cz. 1)

Zanim wyjedziesz latem do Ameryki Środkowej, kup sobie kalosze i dobrą kurtkę przeciwdeszczową. Parasolkę zostaw w domu. Będzie padać poziomo. Weź dolary, karty debetowe. W Panamie walutą jest dolar amerykański, jedynie grosze są przemieszane. Zostaw zestaw do makijażu w domu. Naucz się jeździć stopem i obsługiwać mapy GPS jak MapsMe. Kilka słów hiszpańskiego też nie zaszkodzi. I przygotuj się na las, las, las.

Bilet powrotny do stolicy Panamy (Panamy :)) dostaniemy już za mniej niż 2000 złotych. Ja leciałam z Berlina, przez Londyn i Madryt. Kilkudziesięcio godzinna podróż-udręka, ale kto biednemu zabroni? Dziwne, ten sam lot z Madrytu był droższy. Kupiłam sobie jedynkę w przy-lotniskowym hoteliku i wersję tańszą, choć dłuższą – przez Londyn. Dziś prawdopodobnie darowałabym sobie taką przygodę.

Z lotniska w Panamie możemy na bogato dojechać do centrum miasta taksówką. Wówczas koszt wyniesie około 25 dolarów. Wylądowałam w dzień i nie widziałam potrzeby, żeby samej wydać tyle pieniędzy. Można z innymi zrzucić i jechać razem do centrum. Nie znalazłam przyjaznych twarzy.

Sposób na transport miejski jest prosty. Wychodząc z lotniska idziemy cały czas w prawo, w prawo, w prawo aż dojdziemy do …. dziury w ścianie. Wtedy zdamy sobie sprawę, że znika w niej sporo osób. Idziemy za nimi. Następnie będziemy iść chodnikiem krytym daszkiem. Do ulicy. Przechodzimy przez ulicę, patrzymy za innymi. Ja zaczęłam już wtedy pytać przechodniów, którym autobusem dojadę do centrum miasta, albo do Casco Viejo, albo do pierwszej stacji metra. Jedyny problem jest w tym, że jeśli złapiemy duży autobus, to nim nie pojedziemy bez karty. Tej w 2018 roku nie mogłam kupić, ani na lotnisku ani na przystanku. Prosimy innych, by odbili za nas kartę, a my oddamy im 25 centów. Zaczęłam żebrać o odbicie karty. Do pomocy zgłosiła się młoda dziewczyna. Nie dość, że zmieniła swoje plany i wsiadła ze mną do małego busika, to jeszcze zapłaciła za mnie i doprowadziła mnie na stacji metra do automatu, pokazała jak kupić bilet i pobłogosławiła.

Podziękowałam stukrotnie i pojechałam do hostelu Mamallena, gdzie miałam rezerwację. Zaletą hosteli jest to, że tam nie ma animatora ściemniacza, który oferuje ludziom wycieczki za fortunę. Wszyscy siedzą razem i dzielą się doświadczeniami. Czasem razem kontynuują podróż.

Goście są tacy jak ja. Nie ma napinki. Wszyscy są na Ty. A obsługa uczy wszystkiego. Jak podróżować, co robić, jak mówić, dokąd iść najpierw, dokąd lepiej nie iść. W Mamallena zauroczyło mnie to, że goście mieli od 18 do 80 lat i byli ze wszystkich możliwych krajów. Wszyscy pomagają sobie, rano razem robią śniadanie, pożyczają sobie maści, herbatkę, owoce. Jest rodzinnie.

Było już popołudnie. Poszłam tylko do sklepu po papaję i limonkę na śniadanie, przeszłam się ulicami, zakreślając dwa kwadraty wokół hostelu i wróciłam porozmawiać z innymi mieszkańcami.

Często bywa tak, że znajomości, które nawiązujemy w hostelach trwają latami. Są też takie przypadki, że ludzie chcą się po prostu wygadać. Wiedzą, że nikt ich nie oceni. Historia zostanie wysłuchana, przetrawiona, może zapomniana. W pokoju ze mną jest Holenderka, która właśnie wraca z USA. Tam została okrzyknięta „lewacką suką”, bo zapragnęła walczyć o prawa więźniów. Więzienia w USA są prywatne. Leży to w interesie właściciela – menadżera, by było pełne. Nieważne kto je zapełni. Nieważne czy będzie winny. Dziewczyna pisała pracę z penalizacji czarnoskórych mężczyzn. Jej opowieści, statystyki były nieraz dowodem na łamanie prawa przez policję. I tak sobie leżałam w łóżku i słuchałam wykładu. Holenderka, bardzo zaangażowała się w sprawę i to co mówiła napawało mnie strachem. Zły jest ten świat! Czasem.

Kolejnego dnia poszłam na miasto. Za radą recepcjonisty najpierw w kierunku promenady, potem wybrzeżem na targ rybny i wreszcie na stare miasto. Panama, jak każda inna stolica ma część nowoczesną: z biurowcami, drapaczami chmur, blokami i tą starą z zabytkami. Promenada ma świetne udogodnienia. Szerokie chodniki i trasy dla rolkarzy i rowerzystów.

Po drodze zatrzymałam się na targu rybnym- Mercado de Mariscos. Jest część na dworze, gdzie ludzie walczą o ryby z ptakami i zaraz obok komercyjna hala. Dostaniemy tu każdy gatunek morskiego stwora w trochę bardziej czystych warunkach.

Usiadłam na małe ceviche: mix owoców morza w soku z limonki z pikantnymi przyprawami.

Ceviche dostaniemy za 3 dolary. Nie będzie to Francja elegancja. Będzie papierowy kubek wypełniony stworami. Mimo to będzie smacznie.

W drodze na stare miasto zobaczyłam rewelacyjną kobietę. Indianka z plemienia Embara sprzedawała swoje koraliki. O dziwo chętnie ze mną rozmawiała i opowiadała jak jej tatuaże powstawały. Dziara się od 15 roku życia, wraz z kolejnymi doświadczeniami i ukończonymi latami życia. Obiecałam sobie, że jak starczy mi kasy i czasu, to odwiedzę jej wioskę. Później na mieście zobaczyłam jeszcze kilka kobiet z tego samego plemienia, również sprzedających koraliki. Z czegoś żyć muszą.

Stare miasto w Panamie czyli Casco Viejo to kolonialne budynki, ruiny, kościoły i pałace. Mieszanka architektury światowej. Na samym Placu Katedralnym mamy dom zainspirowany stylem wiktoriańskim, obok inny zaprojektowany przez amerykańskiego architekta zakochanego w południu USA, a dalej kolejny inspirowany włoskimi pałacami. Kościoły również różnią się. W kościele San Jose jest chyba największa szopka bożonarodzeniowa świata, a w San Francisco mozaika złożona z kilkuset tysięcy kryształków. Obecnie większość starego miasta jest w remoncie. Panama szykuje się na przyjazd Papieża i Światowe Dni Młodych w 2019 roku.

Casco Viejo to niskie budynki, zbudowane dość blisko siebie. Gdy każdy ma jeszcze rusztowanie, spacer jest bez sensu. Fasady nie widać, dookoła cegły i śmieci. Nie skradło mojego serca. Bardzie podobała mi się promenada, z której widać starą i nową Panamę. Po renowacji Casco Viejo na pewno będzie urocze. Nie brak tu kawiarni restauracji. Będzie pięknie!

Panama ma dobry transport i niedrogie taksówki. Karta, którą sobie kupiłam, umożliwiała mi jazdę autobusami i metrem. W malutkich autobusikach płaci się gotówką. Przejazdy kosztują grosze. W porze deszczowej można podróżować takim mobilnym parasolem po całej stolicy.

W stolicy jest też wiele centrów handlowych gdzie podobnie jak w Polsce mamy dziesiątki sklepów, kin i restauracji. Jest pełno pasaży i ulic handlowych.

Dla mnie Panama jest miastem na dwa dni. Dzień na spacery i dzień na muzea. Słynne Bio Museum, projektu Franka Gehrego, było akurat w większości w remoncie. Po przeczytaniu nieprzychylnych recenzji otwartych wystaw, darowałam sobie. Na kolejne dni zaplanowałam sobie Kanał Panamski i Park Soberania. Pierwszy olśnił mnie technologicznie, drugi przyrodniczo. O tym potem…


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.