Taiz: qat i chleb (Jemen cz.9)
Z Adenu stopniowo przemieszczałyśmy się na zachód, w kierunku Sany. Zależało nam żeby po drodze zobaczyć kilka miejsc, jednak nie dostałyśmy na to pozwolenia od policji. Zero zbaczania z trasy. Tylko jazda prosto do Taiz. Nie byłybyśmy sobą gdybyśmy nie starały się spróbować przedostać się tam gdzie nam się wymarzyło. Checkpointy kontrolowane przez wojsko i policję były dość szczelną zaporą i bez tashiry nie pozwolono nam przejechać. Żołnierz był nieprzekupny i cała sterta legitymacji i przypadkowych dokumentów, którymi go zasypałyśmy udając bardzo ważne persony, nie zrobiły na nim wrażenia.
Po przyjeździe do miasta najpierw znalazłyśmy przyzwoity hotel tuż przy targowisku i ruszyłyśmy na miasto.
Kilka miejsc w pobliżu hotelu stają się naszymi ulubionymi. Soczkarnia, gdzie sok pomarańczowy w kilkudziesięciostopniowym upale był niczym magiczny nektar, stawiający na nogi i gdzie, sądząc po mojej minie, nie byłam zbyt miła dla napastującego mnie małego rycerza.
Taiz leży na wysokości 1400 metrów n.p.m. Centrum ma zabudowę podobną do innych jemeńskich miast. Budynki z brązowej cegły w blasku słońca mają piernikową barwę. Pomiędzy zabytkowymi domami stoją betonowe straszydła.
W sercu miasta jest suq gdzie robi się zakupy i prowadzi się życie towarzyskie.To miejsce najbardziej nas interesowało. Prawdziwe targowisko. Między straganami przechadzają się mężczyźni ubrani w tradycyjne dżalabije z zakrzywionym mieczem (dżanbiją) za pasem. Często na tradycyjne arabskie ubrania mają nałożone marynarki. Współczesność i tradycja.
Po kilkudniowym głodzie na Sokotrze chcemy zjeść wszystko. Bogactwo owoców i warzyw bije po oczach. Macamy i próbujemy czego się da. A zwłaszcza malutkie winogrona. Są pyszne! Po tylu dniach klimatyzacji na Półwyspie Arabskim mamy nadzieję, że nie będzie gastrycznych niespodzianek. Czujemy się uodpornione.
Przy wielu straganach pracują dzieci. Ważą, podają, prowadza rachunki.
Suq ma niepowtarzalny klimat. Można tu dostać wszystko. Strojną kieckę, naprawić buty, uszyć co nam się podoba, naprawić podartą odzież, kupić garnki.
Sam spacer wśród mieszkańców i ich obserwacja są świetną lekcją obyczajowości.
Między straganami udaje nam się odnaleźć knajpę gdzie dostajemy ciepły posiłek i piekarnię, która wypieka płaskie chlebki w tradycyjnym piecu i też ma całkiem smaczne dania. Właściciel zaprasza nas do kuchni, gdzie dostajemy przeszkolenie z tajnej receptury i metod wypieku chlebka. Monika decyduje się poślubić piekarza. Ma dość nudy w Polsce.
Zdecydowanie najciekawszym miejscem okazał się jednak sam suq. Mogłoby się wydawać, że nocą będzie nieczynny. Otóż nie. Nocą otwierają się stanowiska z qatem. Mężczyźni, przy świetle żarówek nasadzonych na butle gazowe, handlują i degustują liście. Lekko odurzeni leżą na straganach i żują. Atmosfera jest na pozór narkotyczno-pijacka z lekkim zabarwieniem mistycznym. Jednak, wypchane policzki i zielona ślina spływająca, przy próbie komunikacji, po policzkach mają wymiar komiczny. Nikt nie wydaje się zwracać na nas uwagi. Prócz dzieci.
Prócz centrum z suqiem, miasto ma jeszcze ciekawe białe meczety. Nas urzekł meczet Ashrafiya. Niepodobny do reszty zabudowy. Przy meczecie obserwujemy jak jeden ojciec rozwiązuje problemy wychowawcze. Przemocą.
Wejście do meczetu jest dla dzieciaków świetnym miejscem do zabawy i poznania nowych ludzi. Nawiązujemy nowe znajomości. Dzieciaki ubrane są zarówno w stroje tradycyjne, jak i zachodnie.
W Taiz był jeszcze jeden zabytek warty odwiedzenia. Zamek Cairo/Al-Qahira z XII wieku. Ze względu na usytuowanie na wzgórzu, zamek miał głównie zastosowanie obronne.
Niestety podczas saudyjskich nalotów w 2015 roku został poważnie uszkodzony. Obecna wojna w Jemenie jest tematem tabu w mediach. Niewiele wiemy o skali zniszczeń i ofiarach. Może zamku nie ma już na wzgórzu. Ludzi poznanych na rynku, dzieciaków bawiących się przy meczecie też…