Palmira przed zagładą (Bliski Wschód cz. 6)
Podróż po Bliskim Wschodzie w 2005 roku była naprawdę prosta. Choć czasy byłe inne, brak smartfonu ani dostępu do Internetu gdziekolwiek potrzebowałyśmy, nie przeszkadzały w niczym. Miałyśmy skserowany przewodnik i wskazówki od ludzi z Internetu, ale i tak rzeczywistość weryfikowała wszystko. Nie raz pytałyśmy recepcjonistów i ludzi na ulicy czy nasze informacje dotyczące transportu są właściwe. Wielokrotnie kazano nam szukać autobusu na innym dworcu niż ten z przewodnika. Jak już się tam znalazłyśmy dalsza trasa była banałem. Od bram dworca byłyśmy wręcz niesione przez naganiaczy do właściwego wehikułu. I tak będąc jeszcze w Hamie i patrząc jak pomału kończą nam się dni na Bliskim Wschodzie zdecydowałyśmy się w jeden dzień pojechać do Palmiry (Tadmuru), zobaczyć gruzy i jeszcze tego samego dnia wrócić do Hamy.
Pobudka o świcie, dworzec, autobus i jazda. Autobus, naprawdę niczego sobie. Na pokładzie był nawet steward, który roznosił wodę różaną i cukierki. Podróż zajęła około czterech godzin. W samo południe stanęłyśmy na terenie jednego z największych wykopalisk archeologicznych na świecie.
W 2005 roku tylko niewielki procent starożytnego miasta był wydobyty spod hałd piachu. Ich ogrom, mimo to robił wrażenie. Nagle na środku pustyni stoi miasto, które w starożytności było ważnym przystankiem na Jedwabnym Szlaku. Miałyśmy szczęście zobaczyć liczne łuki, kolumnady, tetrapylon, zamek arabski, wieże grobowe, amfiteatr i liczne świątynie.
W samej miejscowości, czekając na autobus powrotny do Hamy, zrobiłam sfotografowałam też miejscowe dzieciaki, wyraźnie zainteresowane naszą obecnością na ulicy.
Bandyci z ISIS wysadzili większość zabytków Palmiry i dokonali rzezi na żołnierzach syryjskich i mieszkańcach miasta na terenie ruin. Chciałabym pewnego dnia wrócić do Palmiry i odnaleźć dzieciaki ze zdjęcia, teraz już dorosłych ludzi, i dać im to zdjęcie. Mam nadzieję, że udało im się przetrwać koszmar wojny.