Casablanca i Rabat: zabytki i zbytki (Maroko cz. 5)
No i w końcu trafiłyśmy nad Ocean Atlantycki. Stąd będziemy powoli zmierzać w kierunku Tangeru, gdzie zakończymy naszą wyprawę po Maroku. Casablanca i Rabat bardziej przypominają europejskie miasto. Przemieszczanie po nich było bardzo proste. Transport miejski i wszędobylskie taksówki UNO ułatwiają sprawę.
Jedynym problemem, z którym się borykałyśmy, było wygranie kastingu na pasażera. Tłumy chętnych miały nad nami przewagę językową i były mniej wymagające. Mijały wieki zanim przekazałyśmy kierowcy, na migi, swoje marzenia. Nie każdy kierowca miał tyle cierpliwości, by odczytać naszą pantomimę. W obu miastach odpoczęłyśmy psychicznie. Wszystko w zasięgu ręki, nie trzeba się starać o restaurację, hotel, o nic. Można się tylko skupić na zwiedzaniu.
Najbardziej charakterystyczną budowlą Casablanki jest ukończony w 1993 roku Meczet Hasana II. To trzeci co do wielkości meczet na świecie. Jego minaret ma 210 metrów wysokości, a wewnątrz może się pomieścić 25 tysięcy wiernych. Budynek wydaje się unosić na oceanie, ponieważ został zbudowany na nasypie. Budowla ma też ruchomy dach, ale jego składania nie udało nam się doświadczyć. Nie da się ukryć, meczet jest piękny. Koronkowa kamienna robota, przepiękne mozaiki tworzą niepowtarzalny klimat.
Casablanca ma oczywiście też medynę, której białe uliczki z sukiem i medresami przypominają, że jesteśmy w kraju muzułmańskim. Wszędzie poza starym miastem, możemy poczuć się jak w Europie.
Pomału kończył się nam czas, więc kolejnego dnia pojechałyśmy do stolicy. Znalazłyśmy sobie mało klimatyczny, nowoczesny hotelik. Wtedy jeszcze nie wiedziałyśmy, że za klika dni będziemy tęsknić za taką normalnością. Zamieszkamy prawie w minarecie! Nasz hotel o uroczej nazwie Splendid jest ostoją normalności. Czysto, spokojnie i recepcjonista o obniżonym libido.
Rabat ma zdecydowanie więcej zabytków niż Casablanca. Mamy jeden dzień i mnóstwo do zobaczenia. Zaczynamy od Kasby Udaya. To cały kompleks z ogrodami, meczetem z X wieku i fortecą. Z terenu kasby rozpościera się widok na ocean i plażę.
Mauzoleum sułtana Muhammada V jest kolejnym charakterystycznym zabytkiem Rabatu. Budowla, wzniesiona w tradycyjnym marokańskim stylu, jest tuż naprzeciwko następnego zabytku-Wieży Hasana. Ciekawe jest to, że mauzoleum nie zaprojektował Marokańczyk, a Wietnamczyk. Budowa Wieży Hasana zaczęła się w XII wieku. Zakładano, że minaret będzie górował nad miastem i urośnie do 80 metrów. Budowę wstrzymano w połowie drogi, a trzęsienie ziemi przekreśliło ewentualne wznowienie prac.
Ostatnim zabytkiem Rabatu jaki udało nam się zobaczyć był kompleks starożytnych fenickich lub jak twierdzą inni naukowcy, rzymskich ruin-Szalla. Zabytek jest nad rzeką, za miastem i żeby tam dojechać, trochę popolowałyśmy na taksówki. Jeśli nie mamy zdjęcia zabytku, a nasza wymowa jest daleka od doskonałości, najlepiej mieć karteczki dla taksówkarza z nazwami miejsc, które chcemy odwiedzić plus pytania i prośby typu: „Ile kosztuje dojazd tam”, „Czy może Pan na nas poczekać”, „Jestem niezbyt smaczna, proszę mnie nie jeść”. Po przygodzie w Casablance, gdy to kierowca woził nas po mieście wszędzie prócz tam, gdzie chciałyśmy, byłyśmy lepiej przygotowane. Karteczka zadziałała i kierowca nie miał szansy nie trafić.
Ruiny są pozostałościami miasta, które przechodziło z rąk do rąk, z dynastii na dynastię. Do dzisiejszych czasów nie zostało wiele, ale zobaczymy minaret z bocianem i resztki murów obronnych. Klimat dla odkrywców.
Wieczorem miałyśmy jeszcze czas na zakupy. Przeszłyśmy się nowoczesną ulicą handlową. Pozwoliłam sobie na jeden zbytek. Buty na koturnach, które do dziś mam i w których nie jeden raz chodziłam, choć wyglądają jak żelazka babci Lidzi. Po zakupach był jeszcze czas na spacer nad oceanem i obserwację dwóch odpoczynków. Wiecznego: na cmentarzu, w grobie, w kierunku Mekki i przeraźliwego: w tłumie pod parasolem, z tryliardem innych osób, patrzących w kierunku zachodzącego słońca. Jednemu i drugiemu mówimy chwilowo „nie”.
Rano z Rabatu, po raz pierwszy i ostatni w Maroku, pojechałyśmy klimatyzowanym i czystym pociągiem do urokliwego miasteczka Asila, zobaczyć jak wyglądają małe kurorty z artystycznym zacięciem i wreszcie wykąpać się w oceanie.