San Gil i smażone mrówki z Barichary (Kolumbia cz. 7)
Buenas Noches z Medellin,
Dziś znowu wracam zapiskami do San Gil. Wkrótce nadgonię i napiszę o Santa Marta i Kartagenie. Tymczasem dzisiaj dosłownie kilka linijek.
Ostatnia rzecz, dla której warto odwiedzić San Gil to Barichara-śliczna wioska oddalona o jakąś godzinę jazdy. Barichara jest też miejscem gdzie można kupić przysmak regionu-smażone mrówki. Oprócz sklepików gdzie można znaleźć mróweczki między serem a dżemem, wiele domów ma swoje własne produkcje. Kupiłam do Polski trzy małe pojemniczki. Śmiałków kulinarnych zapraszam po powrocie na lufę i mrówę. Smakują jak migdały lub ziarno kawy.
Wioska jest też często planem zdjęciowym filmów historycznych. Urokliwe, brukowane uliczki, małe domki, sklepiki i knajpki. Taka mniejsza siostra Villa de Leyva. Połaziłam ulicami, zjadłam jak zwykle trzydaniowy obiad: zupa, drugie: kurczak/ryba, ryż, batat lub banan lub yuka, sałatka, deserek: dżem z serem (ble!) lub owoce, soczek. Ceny takich „menu del dia” różnią się od 8,000 do 18,000. I cena o niczym nie świadczy. W ohydnym barze, jadłam za 8,000 pyszny zestaw i to samo za ponad dwa razy tyle w ładniejszym wyszynku było bez smaku.
Parę zdjęć znajdziecie klikając tu: Barichara, Kolumbia
W San Gil warto jeszcze zajść do Parku El Gallineral. Mnóstwo drzew w tym parku porasta mech zwany „barbas de viejo” czyli brody starca. W parku jest jeszcze basen i restauracja, ale na nie czasu już nie miałam.
A fotki z parku są tu: San Gil, Parque El Gallineral